W blasku świec
Listopad. Powoli rozpoczyna się
tak wyczekiwana przez wszystkich, a w tym roku opóźniająca się pora deszczowa.
Aż do kwietnia będzie padać. Ale, ale... nie mylcie tutejszego deszczu z polską
jesienną mżawką i szarugą. O nie. Tu od rana świeci ostre, gorące, afrykańskie
słońce. Nic nie zapowiada wieczornej ulewy. Koło 17 niebo robi się ciężkie.
Ciągle skąpane w słońcu drzewa przepięknie kontrastują z czarnymi chmurami w
oddali. Na horyzoncie można dostrzec błyskawice. Nagle zrywa się silny wiatr. Spadają
pierwsze ogromne krople deszczu. Teraz czasu jest już bardzo mało. Burza nie
rozpoczyna się powoli. Nadchodzi ścianą deszczu, hukiem grzmotu i światłem
błyskawic. Jest przepięknie. Potęga żywiołu zachwyca. Wielu przeraża. Malgasze
bardzo boją się burz, bo pioruny często zabijają ludzi – czy to tych
wracających z pól, czy nawet tych chroniących się w domach, bo wpadają przez
okna. Choć nie wierzę, żeby na placówce, gdzie rosną ogromne drzewa, wszystkie
dachy pokryte są blachą, a w oknach mamy kraty, pioruny polowały na ludzi, to
podczas burzy dostałam zakaz wychodzenia z domu i nakaz zamykania okna.
Pierwszego przestrzegam, drugiego nie. W jaki sposób piorun ominie metalową
kratę i wpadnie mi do pokoju?
Burza szaleje za oknem. W domu gaśnie
światło. Modlimy się i jemy przy świecach. Jest przepięknie. Uwielbiam te
momenty.
Misje... Tutaj człowiek jest dużo
bardziej zależny od przyrody. To nie nasz Europejski świat, gdzie
przyzwyczailiśmy się sądzić, że nad wszystkim mamy kontrolę. Na misjach powoli
uświadamiasz sobie, jak błędne to myślenie.
Comments
Post a Comment