Jeszcze dziś
Żyjemy w dziwnych czasach. Wirus
wszystko wywrócił do góry nogami. Nic nie można przewidzieć, nic nie można
zaplanować. Zwykliśmy mówić – za tydzień zrobię to, za miesiąc tamto, a za rok
jeszcze coś innego. Jedni w dłuższych, inni krótszych odcinkach czasowych –
zależnie od człowieka. Ale przyzwyczailiśmy się do kontrolowania i to nieważne
czy żyjemy w Polsce, czy jesteśmy na misjach. Owszem, tu rzeczy oddajemy Bogu,
więc kontrola jest mniejsza, bardziej słuchamy podpowiedzi Ducha, a nie zwykłych
swoich pomysłów i jesteśmy uzależnieni od decyzji przełożonych. Ale jednak...
można planować. A tu nagle... bum. I planować nie można. Już się nie rozmawia,
co zrobię za tydzień, miesiąc czy rok. Teraz to nawet trudno powiedzieć, co
będzie jutro. Dzisiaj leżę pod palmą. A jutro? Kto wie, co będzie jutro? Chodzi
mi po głowie przypowieści o człowieku, który po bardzo urodzajnym roku zaczął
budować spichlerze, by mieć zapasy na lata i nie musieć pracować. „Głupcze,
jeszcze dziś zażądają od ciebie duszy”. Powoli, powoli zaczynamy żyć tu i
teraz. I może, niezależnie kiedy i jak się to wszystko skończy, właśnie tego
powinniśmy się nauczyć. Życia chwilą. O ile łatwiej wtedy dostrzec promienie
słońca przedzierające się przez liście palmowe, zauważyć, że mimo, że jeszcze
jest lato, poranki robią się coraz chłodniejsze – znak, że zima powoli zaczyna
się zbliżać, usłyszeć ptaki śpiewające przez cały dzień i świerszcze hałasujące
nocą, pokochać dzwięk liści palmowych poruszanych wiatrem. W tej chwili świat
płonie i przeraża i jednocześnie... świat nadal spokojnie żyje chwilą.
Comments
Post a Comment