Wspomnień czar – listopad


Jest pierwszy grudnia. Słońce świeci coraz mocniej, burze przechodzą tylko od czasu do czasu. Pora deszczowa nie zaczęła się jeszcze na dobre. Minął drugi miesiąc mojej misji. Otwieram kolejną kopertę z listami, myślami, cytatami, zdjęciami. To ona będzie mi towarzyszyć w tym grudniowym czasie. Jedna kartka dziennie losowana tuż przed pójściem spać.
Dwa miesiące na misji. Tu czas płynie bardzo powoli. Każdy dzień zaznacza się wyraźnie. Jak? Czemu? Trudno powiedzieć. Może dlatego, że zwracam na niego uwagę i nie spieszę się do kolejnego. To piękne. Z Polski wyjechałam lata świetlne temu.
Listopad. Czas dalszego przystosowywania się...
  1. I don’t speak malagasy! – Próbuję znaleźć drogę komunikacji z młodzieżą odkrywając, że po francusku mówią dużo gorzej niż mi się początkowo zdawało. Muszę jak najprędzej nauczyć się malgaskiego – to jedyna droga.
  2. How do I get their attention? – Szukam sposobów na ogarnięcie 50 osobowych klas, rozbrykanych i roześmianych, a czasem zmęczonych i znudzonych. Długie lekcje i brak przerw wywołują różnorodne efekty.
  3. What on earth should I teach them? – Powoli zaczynam układać plan nauczania. Odejdźmy od chaosu, spróbujmy znaleźć wąską ścieżkę pokazywania po kolei nowych rzeczy. Co umieją? Czego nie? Chyba spokojnie mogę założyć, że nie umieją niczego, co bym chciała im zaproponować. Idź prosto, skręć w prawo, skręć w lewo. Krok pierwszy. Potem będziemy opisywać pomieszczenie. 
Listopad to wydarzenia.
  1. Dotknijmy nieba – Wszystkich Świętych to dzień niby świąteczny, lecz podejrzanie zwykły. Taki weekend w dużym skrócie – Mszę i oratorium bierze z niedzieli, a porządki z soboty. 
  2. Tam, gdzie wszyscy kiedyś dojdziemy. – W Dzień Zaduszny ludzie kładą kwiaty na grobowcach swoich zmarłych. My idziemy do Ambodratsime na grób Salezjanów. Jest wycieczka przez wioski i pola ryżowe, modlitwa w grobowcu, posiłek w hangarze, wspólne włóczenie się po terenie i robienie zdjęć, gra w kosza  oraz powrót na pace pick up’a. Jedno marzenie zaliczone ;)
  3. 30 lat minęło – Moje urodziny to dzień przepiękny, pełen niespodzianek. Od rana wykrzykiwane „Joyuex anniversaire”; domowo robione lody przygotowane przez siostry; przedstawienia, tańce, śpiewy stworzone przez dziewczynki z internatu; prezenty – kwiaty, malgaska Maryja, drewniany kameleon, mnóstwo kartek z życzeniami. Było przepięknie.  
  4. Ta ostatnia środa – Moje pierwsze „słówko na dobranoc” po malgasku powiedziałam w ostatnią środę listopada. Napisałam swoją wersję, siostra Teresa poprawiła (z mojej wersji niewiele zostało), nauczyłam się czytać i jakoś poszło. Dziewczynki były zachwycone. Od tej pory nie ma zmiłuj. W każdą środę muszę coś przygotować, a wersji innej niż malgaską nie zaakceptują.
Grudzień. Otwieram kolejny rozdział historii misyjnej...




























Comments

Popular Posts